Strony

piątek, 8 listopada 2013

Walka z onycholizą

>> W związku z dużym odzewem na ten post, zwłaszcza mailowo, zapraszam Was do wzięcia udziału w ankiecie dotyczącej skuteczności oraz skutków ubocznych wywoływanych przez odżywki do paznokci. Ankietę przeprowadzają studenci Wydziału Lekarskiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, a jej wyniki zostaną wykorzystane jedynie do celów naukowych. Aby przejść do ankiety, kliknij TUTAJ. <<


O onycholizie chciałam napisać od jakiegoś czasu, ale cały czas rozmyślałam nad formą w jakiej chciałabym przekazać Wam informacje na jej temat. Podejmuję go, ponieważ dotyczy mnie od kilku dobrych miesięcy. Być może ktoś zastanawiał się, dlaczego dawno nie pojawił się tutaj żaden post z manicure - odpowiedź to właśnie onycholiza. Niełatwo było mi znaleźć porad dotyczących leczenia tej przypadłości, dlatego pomyślałam, że napiszę, jak to było w moim przypadku. Mam nadzieję, że komuś się przyda :)

Co to jest onycholiza?
Najprościej mówiąc, jest to odwarstwienie płytki paznokcia od jego łożyska. Najczęściej postępuje od wolnego brzegu paznokcia (białego łuku na końcu paznokcia) i objawia się tym, że wolny brzeg powiększa się w stronę obrąbka naskórkowego (skórki). Często wolny brzeg jest wtedy nierówny, falisty. Najłatwiej wyobrazić sobie to wszystko, mając przed sobą obrazki.




źródło


Jakie są przyczyny onycholizy?
Do przyczyn pochodzących z zewnątrz organizmu (egzogennych) należą przede wszystkim urazy mechaniczne, przewlekłe narażenie na wilgoć i zakażenia różnego typu. Przyczyny mogą pochodzić też z organizmu (endogenne). Należą do nich choroby skóry i ustrojowe, ale też przyjmowanie niektórych leków.

Jak leczyć onycholizę?
W przypadku onycholizy z przyczyn wewnętrznych oprócz leczenia objawowego trzeba pamiętać o wyeliminowaniu czynnika, który ją spowodował (np. wyleczyć konkretną chorobę skóry czy całego ustroju, zmienić leki). Skupię się na leczeniu objawowym, ponieważ sama onycholizy nabawiłam się przez uraz mechaniczny.

Jak przywrócić paznokieć do zdrowia?
Chcąc wyleczyć onycholizę musisz przede wszystkim uzbroić się w cierpliwość. Leczenie może trwać nawet pół roku. W moim przypadku minęły trzy miesiące, zanim zauważyłam poprawę.


  1. Skróć paznokieć, aby równał się z opuszkiem. Długi paznokieć sprzyja haczeniu o przedmioty i pogłębianiu oderwania paznokcia od łożyska.
  2. Nie maluj chorego paznokcia. Kiedy go pomalujesz, nie będziesz widzieć, co się pod nim dzieje.
  3. Nie zaklejaj paznokcia plastrem. Sama zrobiłam błąd, ponieważ tuż przed wakacyjnym wyjazdem w sierpniu dość skrupulatnie zaklejałam paznokieć plastrem, coby nikt go nie widział. Jakby nie było, paznokieć oderwany od łożyska nie wygląda atrakcyjnie, a ja mam bzika na ich punkcie :P Liczyłam, że problem sam z czasem się rozwiąże (pluję sobie w brodę za tą ignorancję), jednak po powrocie wcale nie był mniejszy. Wręcz przeciwnie, rozwarstwienie się pogłębiało.
  4. Pójdź do dermatologa. Głównie po skierowanie na badanie mykologiczne. Ewentualnie pójdź od razu zrobić badanie. Pusta przestrzeń między paznokciem a łożyskiem sprzyja wnikaniu różnych mikroorganizmów, a co za tym idzie - zakażeniu (zaklejenie paznokcia plastrem to gwóźdź do trumny). Nic więc dziwnego, że u mnie badanie wykazało obecność pod paznokciem drożdżaka Candida albicans. Mikroorganizmy mogą “mieszkać” pod paznokciem, nawet jeśli tego nie widzisz, naprawdę lepiej się upewnić.
  5. Wylecz zakażenie. Ten punkt jest oczywiście, dla tych, których badanie wykazało obecność nieproszonych gości. W zależności od mikroorganizmu dermatolog przypisze Ci odpowiedni preparat. Stosuj go zgodnie z poleceniami dermatologa, aż całkowicie wyleczysz zakażenie.
  6. Olej z drzewa herbacianego. Wyleczenie zakażenia nie gwarantuje zniknięcia onycholizy. Olej z drzewa herbacianego ma Ci pomóc w połączeniu płytki paznokcia i łożyska. Olej ma bardzo silne właściwości bakteriobójcze, grzybobójcze i wirusobójcze. Do tego zapobiega zakażeniom i przyśpiesza regenerację. Wcierałam go w paznokieć zwykle rano i wieczorem, aż niedawno zauważyłam wyraźną poprawę. Wolny brzeg zaczął się wyrównywać. Na paznokciu pozostały małe plamki, ale widzę, że przesuwają się wraz ze wzrostem paznokcia. Jeszcze trochę cierpliwości i znów będę cieszyć się zdrowym paznokciem :)


Wiem, że onycholiza dotknęła wiele dziewczyn, które stosowały odżywkę do paznokci 8w1 Eveline. Mam nadzieję, że i im pomoże ten post. A Ci, których onycholiza nie dotyczy, będą wiedzieli, co robić, kiedy problem dotknie ich lub ich znajomych (odpukać!) w przyszłości.

A może ktoś z Was walczył już z onycholizą i zna jakieś dobre metody na uporanie się z nią? Chętnie się dowiem


23.02.2015
W związku z dużym odzewem na ten post, zwłaszcza mailowo, zapraszam Was do wzięcia udziału w ankiecie dotyczącej skuteczności oraz skutków ubocznych wywoływanych przez odżywki do paznokci. Ankietę przeprowadzają studenci Wydziału Lekarskiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, a jej wyniki zostaną wykorzystane jedynie do celów naukowych. Aby przejść do ankiety, kliknij TUTAJ.

niedziela, 27 października 2013

Sto butelek na ścianie - Ena Lucia Portela

Tę książkę posiadam dzięki wymianie, o której pisałam jakiś czas temu. Bardzo cieszę się, że trafiła w moje ręce!


Skrajności, skrajności i jeszcze raz skrajności. Przedziwne relacje międzyludzkie i odmienność charakterów postaci. Egzotyka, Kuba, fragmenty erotyczne. Do tego wszystko opisane luźnym stylem, który niesamowicie przypadł mi do gustu. Czasem się gubiłam, ale wynika to raczej z czytania w pociągu. W domu czytało się dużo lepiej tę książkę. Główną bohaterką jest Zeta przywiązana emocjonalnie (i fizycznie jakby też) do faceta, który, delikatnie mówiąc,  nie traktuje jej najlepiej. Zeta posiada przyjaciółkę pisarkę i sporo niebanalnych znajomych, których przygody również opisane są w książce. Polecam zwłaszcza tym o liberalnych poglądach, ale nie tylko ;)

wtorek, 22 października 2013

Schauma - Lekkość i pielęgnacja w sprayu

Około miesiąca temu zachciało mi się posiadać jakieś psik-psik do włosów, które nadałoby życia i lekkości włosom. To miał być super sposób na dni, kiedy nie udaje mi się wstać wraz z zadzwonieniem budzika. Wiecie, zamiast bawić się ze zwykłą odżywką w kremie, wystarcza wtedy spryskać włosy i gotowe. Raz-dwa. Padło na Schaumę.


Wydaje mi się, że na zakup duży wpływ miała buteleczka. Nieduża, przejrzysta, z piękną turkusową nakrętką. Ładnie wygląda na półce :P Ale na tym koniec pochwał. Jedno psiknięcie wyrzuca spory strumień odżywki i to nie w postaci delikatnej mgiełki. Łatwo przedobrzyć. Zapach może się podobać, ale mi nie przypadł do gustu. Na szczęście w miarę szybko się ulatniał. Przejdźmy do działania produktu. Okropieństwo. Miałam wrażenie, że odżywka osiada i oblepia włosy. Zwykle suszę włosy w góra dwie minuty, a z tą odżywką znacznie dłużej. Ostatecznie i tak nie wyglądają, jakbym chciała. W każdym razie na pewno nie dodała włosom lekkości. Ktoś mógłby oczekiwać, że włosy będą wygładzone, bardziej miękkie... Nic z tych rzeczy. Wspomnianego przez producenta połysku również nie widziałam. Pojemność 100 ml, cena niecałe 10 zł. Coś czuję, że wyleję zawartość, a spryskiwacza użyję z bursztynową odżywką Jantar, która owego nie posiada.

Skład: Aqua, Alcohol Denat., Glycerin, Cetrimonium Chloride, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Panthenol, Hydrolyzed Keratin, Hydrolyzed Collagen, VP/VA Copolymer, Lactic Acid, Polyquaternium 10, Parfum, Polyquaternium-77, Sodium Benzoate, Citric Acid, Sodium Chloride, Benzyl Salicylate, Citronellol, Linalool, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Benzyl Alcohol, Eugenol.

Macie jakąś sprawdzoną odżywkę w sprayu? Koniecznie dajcie znać :)

niedziela, 13 października 2013

Przydatne linki #2

Dawno temu napisałam post z przydatnymi linkami dotyczącymi różnych kategorii. W moich zakładkach pojawiło się trochę nowych pozycji i znów chętnie się nimi podzielę z Wami.

GRAFIKA

1. Pattern Cooler - znajdziecie tam mnóstwo wzorów, które można edytować. Sami wybieramy kolory i wielkość wzoru, pobieramy i mamy gotowe tło. Idealne narzędzie dla szukających tła na bloga, stronę czy gdziekolwiek.




2. Color Wizard - jeśli planujecie wygląd swojej strony i zastanawiacie się nad doborem kolorów, to zapraszam właśnie na tą stronę. Color Wizard pomoże Wam dobrać barwy, tak żeby do siebie pasowały i się nie gryzły. 



3. Photogramio - na stronie można edytować zdjęcia poprzez dodanie różnych filtrów kolorystycznych czy ramek. Wystarczy parę minut i możemy stworzyć naprawdę klimatyczne zdjęcie.





4. ScribblerToo - super narzędzie do niestandardowego rysowania, dzięki któremu nieraz przesiedziałam kilka godzin, świetnie się bawiąc. Utalentowane osoby na pewno stworzą niesamowite dzieła!


źródło

źródło


5. Generator favicon - Jak sama nazwa wskazuje, narzędzie pomoże Wam stworzyć samodzielnie unikalną favikonę, którą można przypiąć do bloga.






TEKST

1. Licznik znaków - czasem piszę coś w sieci i muszę znać liczbę wykorzystanych znaków. Nie mam wtedy ochoty włączać Worda i korzystać z opcji liczenia. O wiele szybciej zrobię to, wchodząc właśnie na stronę licznika i wklejając skopiowany tekst. Wystarczy otworzyć nową kartę. Raz-dwa. Jeśli chcemy, narzędzie zliczy dla nas również słowa.




2. Korektor - Piszesz po polsku w miejscu, gdzie automatyczne podkreślanie błędów nie działa, a nie chce Ci się po kolei sprawdzać, czy czasami nie zrobiłaś/eś literówki? W takich wypadkach pomogła mi właśnie ta strona. Wystarczy skopiować tekst do ramki, wcisnąć odpowiedni przycisk, a narzędzie sprawdzi, czy nie ma w nim błędów. Te które ewentualnie znajdzie, podkreśli na czerwono.




3. Tęczowy tekst - strona generuje kod HTML tęczowego lub w wybranych przez Was kolorach tekstu.




I jak się Wam podoba tęczowy efekt? 
A może wolicie dwukolorowy? :)


Koniecznie dajcie znać, jeśli coś Wam się spodobało. Buziaki!

czwartek, 10 października 2013

DIY Pojemnik łazienkowy

Niedawno, jak byłam w Home&You, wypatrzyłam fajne łazienkowe pojemniki. Wiecie, takie nieduże, na jakieś drobiazgi. I tak sobie pomyślałam, że to idealny sposób na przechowywanie wacików kosmetycznych. Nie lubię tych foliowych tub, w które są pakowane. Jednak nie znalazłam pojemnika, który podobałby mi się na tyle, żeby go kupić. Ostatecznie postanowiłam, że sama zrobię coś podobnego. Jak? Zapraszam do czytania :)

Co będzie nam niezbędne?

  • farba akrylowa w kolorze, w jakim będzie nasz pojemnik,
  • szklanka, kubek bez ucha lub inne naczynie bez ucha, w którym będziemy trzymać drobiazgi,
  • mały talerzyk lub spodek od filiżanki, który będzie zamykał nasz pojemnik i chronił zawartość przed kurzem,
  • gąbeczka lub pędzel, w zależności czym chcemy nakładać farbę i jaką fakturę uzyskać,
  • taśma samoprzylepna.




Jak wykonać pojemnik?

  1. Na oczyszczoną i wysuszoną szklankę przyklejamy pionowo taśmę. Dzięki temu na pojemniku powstanie przezroczyste okienko, przez które będziemy widzieć jego zawartość. Krok oczywiście do pominięcia, jeśli ktoś nie potrzebuje takiego okienka.
  2. Gąbeczką nakładamy na szklankę farbę akrylową. Ja przesuwałam gąbeczką w poziomie, przez co uzyskałam poziome smugi. Można oczywiście wklepywać farbę lub nakładać ją w inny dowolny sposób, aby uzyskać konkretny efekt. Na swoją szklankę nałożyłam dwie niedokładne, cienkie warstwy białej farby. Czekamy chwilę, żeby farba podeschła.
  3. Odklejamy taśmę ze szklanki. U mnie szklanka ma grube dno, przez co musiałam zamalować jeszcze kawałek, który znajdował się pod taśmą.
  4. Nakładamy farbę na spodek. Ze względu na jego kształty łatwiej mi było wklepywać farbę, co dało ciekawą chropowatą powierzchnię. Najpierw pomalowałam górną część i poczekałam aż wyschnie. Dopiero potem zabrałam się za dolną. Trzeba uważać, żeby nie narobić odcisków palców. Chyba, że ktoś chce właśnie taki efekt :)
  5. Odstawiamy szklankę i spodek do całkowitego wyschnięcia.
Teraz stawiamy pojemnik w wybranym przez nas miejscu, wkładamy do niego drobiazgi i przykrywamy spodkiem, żeby się nie kurzyły. Swój pojemnik wypełniłam płatkami kosmetycznymi, a spodek nieraz posłużył mi jako podstawka na spinki, czy kolczyki. Wydaje mi się, że pojemnik dzięki kształtowi talerzyka ma nieco azjatycki charakter. Jak myślicie?


piątek, 4 października 2013

Co z tym mlekiem?

Czas na parę słów o wcześniejszym postanowieniu dotyczącym ograniczenia nabiału w diecie. Miało ono na celu poprawę stanu mojej cery, którą jakiś czas temu bardzo wysypało. Opinie o wpływie diety na trądzik są różne, ale fakt, że nabiał go zaostrza został potwierdzony przez specjalistów. W sieci można poczytać sporo artykułów przystępnie objaśniających cały mechanizm, na przykład tutaj. I tak przez około miesiąc ograniczałam spożywanie nabiału z nadzieją na poprawę stanu skóry.

Rezultaty? Cera rzeczywiście powoli się uspokajała. Bolące grudki robiły się mniejsze i mniej bolesne. Zostały pojedyncze wypryski, które łatwiej będzie teraz okiełznać. Tak więc z efektów tej kuracji jestem naprawdę zadowolona i myślę, że na stałe ograniczę nabiał. Gdyby tylko te czerwone przebarwienia po wypryskach zniknęły, byłoby idealnie. Ale nie... Jak zawsze musi zostać pamiątka. Na szczęście mamy jesień i już zaczęłam kurację Atrederm, która na pewno się z nimi rozprawi. Trzeba tylko znieść łuszczenie się jak wąż, uwrażliwienie cery na warunki zewnętrzne i bezwzględnie pamiętać o ochronie UV. Czy warto? Według mnie tak. Do tej pory nie spotkałam się z niczym lepszym w walce z trądzikiem niż Atrederm.

A na koniec polecam młodziutki polski zespół. Miłego wieczoru ;)

środa, 2 października 2013

Krem z brokułów

Kremy warzywne są świetne na lekki obiad i nie potrzeba dużo czasu, żeby go zrobić. W zeszłym roku pisałam o recepcie na pyszny krem z dyni, a dzisiaj czas na coś zielonego (chociaż dynia i tak będzie moim nr 1 na jesień! :D) Mam nadzieję, że lubicie brokuły.



Składniki:

  • mały brokuł
  • 50 g sera feta
  • sól i pieprz
  • natka pietruszki

Przygotowanie:
Umyj brokuł i podziel go na różyczki. Włóż do garnka z zimną wodą. Zagotuj. Wodę można zmienić kilka razy, co pomaga później w trawieniu, ale też poprawia smak kremu. Odlej wodę, wlej nową tak, żeby nie zakrywała całkowicie brokułu. Przypraw solą, dodaj ser feta i gotuj do brokuł do miękkości. Zdejmij z ognia, zmiksuj zupę blenderem. Dopraw pieprzem i natką pietruszki. Sama często podaję z grzankami i dużą ilością szczypioru :) Prawda, że dziecinnie łatwe?

piątek, 27 września 2013

Bałtyckie piaski od Lovely

Odkąd Lovely zmieniło buteleczki lakierów do paznokci, coraz częściej znajduję w ich kolekcjach kolory, które w jakiś sposób mnie przyciągają. Tak było z Baltic Sand, które już jakiś czas stoją sobie na półkach w Rossmannach. Wybrałam nr 1 - iskrzącą czerwień z pomarańczowymi drobinkami i nr 3 - niebieskawy ze srebrnymi drobinkami. Oba tak pięknie mienią się w słońcu, że nie sposób się napatrzeć. Niestety zdjęcia nie są w stanie tego oddać :(



Lakier bardzo łatwo się nakłada dzięki praktycznemu dość szerokiemu pędzelkowi. Pięknie kryje. Żeby zakryć paznokieć, wystarczy już jedna warstwa. W moim przypadku trzymał się trzy dni bez odprysku. Przy czym zaznaczam, że nie nakładałam topu. W dotyku lakier na paznokciach jest chropowaty, jakby piaskowy. Oprócz tych dwóch kolorów widziałam brązowy, ale nie przypadł mi do gustu.
Cena: 8,59 zł / 8 ml

środa, 25 września 2013

Spotkanie blogerek z NYX

W czwartek 19 września miałam okazję wziąć udział w spotkaniu blogerek urodowych i kosmetycznych, które odbyło się w gdyńskim Douglasie. Przyznam, że zaproszenie w skrzynce mailowej było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Pozytywnym oczywiście. Chociaż początkowo myślałam, że nie wezmę w nim udziału ze względu na swoją nieobecność tego dnia w Gdyni, to plany się zmieniły i ostatecznie mogłam się na nim pojawić. Zaproszenie otrzymałam od Ani, która wraz z Kasią Krzymowską przedstawicielką marki NYX podjęła się zorganizowania wydarzenia. 

Nasze wspaniałe organizatorki - Kasia z firmy NYX i Ania

Spotkanie zaczęło się od przedstawienia nam przez panią Kasię historii i całej idei marki NYX. Polecam się z nimi zapoznać, bo otoczka marki jest naprawdę interesująca. Słuchałam z ciekawością.


Później pani Kasia pokazała nam krótkie filmiki dotyczącymi m.in. prestiżowego konkursu makijażowego NYX Awards. Niesamowite, jak piękne makijaże można stworzyć! Na YouTube znajdziecie mnóstwo magicznych filmów z konkursu.

W czasie spotkania dwie chętne dziewczyny mogły skorzystać z wykonania makijażu przez wizażystki. Pod pędzel poszły Monika i Magda.

Monika
Monika po malowaniu :)
Magda
Magda po malowaniu :)

Oczywiście nie obyło się bez testowania kosmetyków marki NYX. Tak kolorowych dłoni od przeróżnych mazideł jeszcze nie miałam! W każdym razie przyznaję, że kosmetykami jestem zachwycona. Moje serce podbiły szczególnie kolorowe matowe pomadki. Marka posiada je w tylu pięknych kolorach, że wciąż nie potrafię wybrać, które wybrać dla siebie. Szczególną uwagę zwróciłam też na eyeliner The Curve o kosmicznej konstrukcji, na której możemy oprzeć palec podczas wykonywania kreski. Produkty marki NYX możecie obejrzeć na jej stronie. Asortyment jest tak duży, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie. 




Serdecznie dziękuję za zaproszenie i miło spędzony wieczór :)


Uczestniczki spotkania:

Shinysyl
Fashiondoll
PannaKazikowa
Innooka
Aleetzya
CosmeticsMyAddiction
Justwithrut
LakierowaManiaMani
Wielki Kufer
MyGreekShopping
MyMixOfLife
KakuFashionCook
Inopportune
BlanshFashion

niedziela, 22 września 2013

Śmiech w ciemności


Po tę pozycję Nabokova sięgnęłam przypadkowo. Właściwie szukałam Lolity, ale że nie było w bibliotece tego tytułu, to sięgnęłam po śmiech w ciemności. Autor przybliża nam sylwetkę bogatego mężczyzny obsesyjnie zakochanego w młodej dziewczynie. Wydawałoby się, że można zrobić z tego niezłą opowieść, ale ta tutaj w ogóle do mnie nie trafiła. Tragiczne losy głównego bohatera przyprawione są komedią. Całość jak dla mnie groteskowa. W dodatku już od pierwszych kilku stron książka wzbudziła we mnie jakąś niechęć i złość. Ale wcale nie zdziwiłabym się, gdyby o to właśnie chodziło autorowi. Bohaterów, których przedstawia, nie da się polubić. A przynajmniej ja nie umiałam. Na szczęście lektura nie jest zbyt długa i gdyby przysiąść do niej któregoś wolnego dnia, to spokojnie można skończyć ją do wieczora. W każdym razie pewnie i tak przeczytam kiedyś Lolitę. Ze względu na popularność tego tytułu, liczę na coś dużo lepszego. Nie ma co się zniechęcać ;)

poniedziałek, 16 września 2013

Super sprawa! Wymiana książkowa

W sobotę miałam okazję wziąć udział w wymianie książkowej w niedużej księgarni w centrum Gdyni - KOGA. I muszę przyznać, że całe wydarzenie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Oprócz wymiany własnych książek na te, które przynieśli inni, każdy mógł wykonać przypinki ze świetnymi hasłami czy zakładkę do książki. Dodatkowo księgarnia kusiła promocją -50% na swój asortyment. Bajunia dla moli książkowych. Książki na wymianę były w rewelacyjnym stanie, a niektóre pozycje naprawdę świeżutkie. Aż żałuję, że nie miałam więcej egzemplarzy do pozbycia się (wymiana działała na zasadzie jedną książkę zostawiasz - jedną bierzesz). Ale tak to jest, kiedy zamiast kupować książki, lata się za nimi po bibliotekach ;) Jeśli o mnie chodzi, życzyłabym sobie częściej tak pożytecznych spotkań. Na relację ze zdjęciami zapraszam do Marysi i Tekstualnej. W Waszych miastach mają miejsce podobne akcje?



czwartek, 22 sierpnia 2013

No milk, please

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie dzisiejszy dzień jest jednym z tych, kiedy najchętniej leżałabym pod kołdrą, nie wychylając na zewnątrz nawet czubka nosa. W Gdyni pogoda pod psem, ale nadal mam nadzieję, że jutro będzie ładnie. Niech chociaż maratonowi pływackiemu Gdynia - Hel potowarzyszy słonko :)

Ostatnio tułam się po lekarzach, a że nie chcę wydawać niepotrzebnie pieniędzy, to pozostają mi placówki NFZ. Teraz widzę, że chyba wolę zapłacić, niż tracić nerwy. Zdecydowanie niefajnie jest dostać na kartce termin i godzinę wizyty, po czym dowiedzieć się, że ktoś się pomylił. W systemie moją wizytę zarejestrowano na godzinę później. Gdyby chociaż przyjęto mnie tę godzinę później, a nie jeszcze z czterdziestopięcio minutową obsuwą... I pal licho ze mną, najbardziej szkoda tych starszych ludzi, którzy muszą stać w kilometrowych kolejkach o kulach, bo miejsca do siedzenia już brak. A jak już wystoisz kilka godzin i w końcu doczłapiesz do gabinetu, to usiądziesz sobie na trzy minuty (może nawet nie!), ledwo zdążysz coś powiedzieć i już cię żegnają, zostawiając receptę na pamiątkę. Swoją drogą wczoraj podarłam otrzymaną receptę na kawałeczki. W domu sprawdziłam, co to za specyfik mi przypisano i okazało się, że to odpowiednik leku, który wcześniej w ogóle na mnie nie działał. Zero zainteresowania ze strony lekarza. Mam chyba do nich jakiegoś pecha. I jak tu nie czuć rozgoryczenia?

Od jutra zero mleka i produktów mlecznych. Ostatnimi czasy upodobałam sobie serki wiejskie i jogurty. Mojej cerze absolutnie się to nie spodobało. O wpływie produktów mlecznych na wypryski i niedoskonałości wiedziałam, ale wydawało mi się, że akurat nie mam z tym problemu. A jednak. Czas przekonać się, czy po odstawieniu mleka cera się poprawi. Jesieni, przyjdź, bo tęsknię za Atredermem :(


niedziela, 18 sierpnia 2013

1Q84 - Haruki Murakami


Jak trylogia, to trzeba przeczytać wszystkie tomy, żeby móc ją recenzować. Dlatego też moja opinia dotyczy całości, a nie pojedynczego tomu. 1Q84. Ilekroć zauważałam ten tytuł w księgarni, absolutnie nie potrafiłam wymyślić, czego może dotyczyć książka (Murakami ma skłonność do dziwnych tytułów). W końcu przy jakiejś wizycie w bibliotece znalazłam na półce tom pierwszy i zaraz podekscytowana szłam z nim do domu. Murakami już w pierwszym tomie umiejętnie przenosi czytelników do Tokio. Dzięki wspaniałym opisom faktycznie czułam się, jakbym była kiedyś w tym mieście (tak przy okazji to jedno z moich największych marzeń). Poznajemy bohaterów, których z pozoru nic nie łączy. Jednak z każdą kolejną kartką wszystko powoli zaczyna się wyjaśniać i sklejać w całość. Fabuła łączy w sobie rzeczywistość i świat nierealny. A może niezauważalny tylko dla zwykłych ludzi? Autor przekonuje nas w istnienie równoległego świata. Bohaterowie przenoszą się do niego, kiedy najmniej się tego spodziewają. Nie, chyba nikt nie spodziewa się przeniesienia do innego świata, prawda? W nowej rzeczywistości istnieje na niebie pewien szczególny znak, po którym bohaterowie rozpoznają, że nie są już w "starym" świecie. O czym tak naprawdę jest trylogia 1Q84? Jak dla mnie o miłości. Ale takiej bezgranicznej, cierpliwej, czystej. O ogromnej samotności. O więzach rodzinnych. O relacjach między ludźmi. O odwadze, wierze i poświęceniu. A w tym wszystkim znajdziemy coś z kryminału. Jeżeli lubicie niesamowite historie, to gorąco polecam 1Q84. Mój numer jeden wśród ostatnio przeczytanych tytułów.

wtorek, 13 sierpnia 2013

I ♥ Kraków

Weekend w Krakowie był niesamowity. No dobra, pomijając kilkunastogodzinne podróże pociągiem w tą i z powrotem, podczas których nie zmrużyłam oka :P Przynajmniej wiem, że wytrzymam ok. 36 godzin bez snu i jeszcze nie mam halucynacji, ha. Kraków. Tęskniłam za tym miastem, odkąd odwiedziłam je po raz pierwszy. Ma w sobie coś, co każe wracać. Po paru godzinach spędzonych na mieście, czułam się już jak w domu. 

Rynek, Sukiennice, Kazimierz, Wawel, Muzeum Narodowe, Galeria Sztuki Współczesnej to parę z miejsc, które udało mi się zwiedzić. Jeżeli, ktoś z Was jest właśnie w Krakowie, to polecam zobaczyć wystawę Ekonomia w sztuce w MOCAKu czy niesamowitą Vanity w Muzeum Narodowym. Znów mogłam zajrzeć do jednego z moich ulubionych lokali. W Cafe Zakątek, jak ostatnio, całkowicie oderwałam się od rzeczywistości. Zakątek znajduje się na Grodzkiej, jakby ktoś chciał tam zajść :) 

I koncert Florence and The Machine. Cudo! Niesamowite przeżycie. Flo zafundowała nam ogromną dawkę wspaniałych emocji. Wrażenia z koncertu wypierają nawet wspomnienie o stresie przed dojazdem na festiwal. Zniecierpliwione nie chciałyśmy czekać dwudziestu minut na autobus festiwalowy i szukałyśmy innego. Ten z kolei zwiał nam przed nosem. Do imprezy zostało pół godziny. Ostatecznie dobiłyśmy z przyjaciółką targu z taksówkarzem, który zawiózł nas na festiwal za 3/4 pierwotnej ceny. Swoją drogą taksówkarze w Krakowie strasznie zdzierają z turystów :P

A jak Wam mija lato? :)



wtorek, 6 sierpnia 2013

Bursztynowe cudo - wcierka Jantar

I po urodzinach. Dwudziestka. Ta liczba, o dziwo, robi na mnie dużo większe wrażenie niż osiemnastka. Mam nadzieję, że ten rok będzie wyjątkowy. A dzisiaj parę słów o pewnej odżywce do włosów.


Znacie? Pewnie tak. Wcierka do włosów Jantar przewija się na blogach już od jakiegoś czasu. Przyznaję, że sama jakoś nie mogłam uwierzyć w opinie dziewczyn o jej cudownych właściwościach. Aż w końcu postanowiłam sama się przekonać. U mnie wcierkę ciężko gdziekolwiek dostać, ale pierwszą butelkę znalazłam w aptece Dbam o zdrowie. Kosztowała ok. 17 zł. Zależało mi, więc machnęłam ręką na zawyżoną cenę (wcierkę można podobno dostać już za 10 zł). Szklana butelka (moja jest chyba nowsza, bo jasna i przezroczysta) mieści 100 ml płynu intensywnie pachnącego ziołami. Zawiera aż trzynaście ekstraktów. Jeśli chodzi o stosowanie, to preparat wciera się w skórę głowy przez 3 tygodnie i przestaje na parę dni. Potem można wznowić kurację. Wcierki się nie spłukuje. Moja przerwa się przedłuża, ale druga butelka odżywki czeka na swoją kolej.

Co zapewnia producent?
  • hamowanie wypadania włosów
  • odżywienie i stymulację ich wzrostu
  • wzmocnienie i pielęgnację
Rzadko kiedy zgadzam się z wszystkimi zapewnieniami producenta, ale u mnie sprawdziły się bez wyjątku. Na szczotce widziałam mniej włosów, włosy zrobiły się gładsze w dotyku (a mam mocno porowate!), chociaż nie mierzyłam, to miałam wrażenie, że włosy rosły szybciej, pojawiły się też delikatne baby hair. Włosy były łatwiejsze w układaniu. Odżywka ich nie przetłuszczała. Chyba jedyne, co mogę jej zarzucić, to dość ciężka butelka, w której się znajduje i słaba dostępność w sklepach stacjonarnych. Nic tylko szukać i próbować :D


wtorek, 30 lipca 2013

Kosmetologia - moja praktyka


Cześć Kochani! Lipiec już prawie za nami, a mam wrażenie jakby dopiero zaczęły się wakacje. Już miesiąc odbywam praktyki w studiu kosmetycznym, a ósmego sierpnia je kończę i w pełni będę mogła korzystać z lata. Z drugiej strony szkoda mi stamtąd odchodzić. Bardzo polubiłam samo studio, ale też personel i szefów. Naprawdę chodzę tam z ogromną przyjemnością. Po pierwszym roku na kosmetologii posiadałam jedynie pewną wiedzę teoretyczną (w mojej szkole na pierwszym roku nie ma zajęć w pracowni), więc obawiałam się, że będę jedynie podawać kawę, sprzątać i ewentualnie przyglądać się funkcjonowaniu salonu kosmetycznego. A jednak źle myślałam.

Nauczyłam się wielu rzeczy. Podejmowałam pierwsze kroczki w manicure czy pedicure. Sterylizowałam narzędzia, ogólnie pomagałam w salonie. Nie sądziłam, że będę miała szansę wykonywać peeling kawitacyjny, mezoterapię bezigłową, liposukcję ultradźwiękową, wziąć udział w szkoleniu dotyczącym nowego sprzętu a potem robić nim zabiegi. A jednak. Myślę, że jak na pierwszy miesiąc jakichkolwiek praktyk to naprawdę sporo. Kto wie, może w ciągu tych kilku ostatnich dni uda mi się ogarnąć depilację laserową laserem diodowym. W każdym razie to już wyższa szkoła jazdy.

Praktyki wymagały ode mnie przełamania bariery dotykania obcych ludzi. Wierzcie lub nie, ale miałam z tym ogromne problemy! Sama się dziwiłam. A jak już pokonałam strach, to musiałam nauczyć się dotykać mocniej i pewniej. Kto to widział kosmetolog, co stroni od dotykania klientów. Tak czy inaczej idzie mi coraz lepiej.

Poza tym przekonałam się, że prowadzenie gabinetu kosmetycznego wymaga dużego wysiłku, ogromnej pracy, zorganizowania i pasji. Chociaż kiedyś marzył mi się własny salon, to teraz nie jestem do końca przekonana, czy wystarczyłoby mi nerwów, żeby wszystko w nim ogarniać. Ale kto wie...

Klienci. To dopiero niezły temat. Tylu różnych typów osobowości w ciągu jednego miesiąca nigdy nie miałam okazji zobaczyć. Często klientki są uprzejme, dobrze wychowane, ale zdarzają się zadufane w sobie z poczuciem wyższości, co chcą być traktowane po królewsku. Zdarzają się też takie, które przychodzą niepewne, trochę zagubione, panie będące pierwszy raz w jakimkolwiek salonie. Czasem wchodząc do gabinetu, wyglądają jakby szły na ścięcie, ale to zrozumiałe - nie wiedzą, czego się spodziewać. Za to jak serducho mi się raduje, kiedy po zabiegu klientka wychodzi z gabinetu z uśmiechem od ucha do ucha, zupełnie zrelaksowana, z uniesioną głową.

Utwierdza mnie to w przekonaniu, że to czego się uczę ma sens. I wtedy docinki "Co to za zawód!" absolutnie mnie nie dosięgają. Życzę każdej kobiecie, żeby od czasu do czasu mogła pozwolić sobie na chwilę odprężenia właśnie w salonie, gdzie nie ona musi dbać o wszystko, ale inni dbają o nią :)

Buziaki, pa!

czwartek, 25 lipca 2013

O jazzie i natrętnych żabach

Tak, tak. Znów przychodzę do Was z książką. A w zasadzie z dwoma. Na tom trzeci 1Q84 nadal czekam, dlatego w międzyczasie wertuję krótsze powieści Murakamiego.

Na południe od granicy, na zachód od słońca

http://lubimyczytac.pl

Książka opowiada o mężczyźnie, który po latach spotyka swoją jedyną, prawdziwą miłość z dzieciństwa. To jak potoczą się jego losy jest tym bardziej ciekawe, że dawno ułożył sobie życie: ma żonę, dom, dzieci i prowadzi bar jazzowy. Murakami sprawił, że zakochałam się w barze prowadzonym przez głównego bohatera. Opisy są tak świetnie napisane, że gdybym tylko zamknęła oczy, natychmiast przeniosłabym się do tego lokalu. Lektura namawia do odwagi, do spełniania swoich pragnień. Tak, żeby w przyszłości nie przeżywać ogromnych rozczarowań i nie żałować podjętych decyzji. Zwłaszcza, kiedy na zmiany będzie już zwyczajnie za późno.



Wszystkie boże dzieci tańczą

http://lubimyczytac.pl

To jedna z mniej lubianych przeze mnie książek Murakamiego. Jest to zbiór krótkich opowiadań na temat zupełnie niepowiązanych ze sobą bohaterów. Jedyne co ich łączy to posiadanie niecodziennych problemów. Wydaje mi się, że każdy czytelnik wyniesie z poszczególnych opowiadań własne wnioski. Naprawdę ciężko stworzyć ogólne interpretacje. Tak jak wspomniałam na początku, lektura mnie nie powaliła. Ale... No właśnie, mam małe ale. Tym ale jest opowiadanie o mężczyźnie, którego nachodzi żaba. Jakkolwiek to brzmi. Opowiadanie mnie zachwyciło, chociaż nadal staram się nadać mu logiki, jakiegoś sensu. Tak, żeby mój mózg chociaż trochę je ogarnął. Jeżeli chcecie wiedzieć, o co chodzi, koniecznie sięgnijcie po Wszystkie boże dzieci tańczą.

czwartek, 18 lipca 2013

Sputnik Sweetheart

empik.com

Po tą książkę sięgnęłam, czekając w bibliotece na trzeci tom 1Q84 Murakamiego. Murakami. Hmm... Ci, którzy czytali, na pewno zgodzą się ze mną, że książki tego autora są bardzo specyficzne. Bardzo realistyczne aż tu nagle pojawiają się rzeczy i wydarzenia totalnie absurdalne, niewytłumaczalne, zostawiające czytelnika z wieloma pytaniami, na które nie dostaje odpowiedzi. Jednych może to denerwować, innych intrygować. Mnie Sputnik Sweetheart zdecydowanie zaintrygował. Książka opowiada o samotności wśród ludzi, niespełnionej miłości, trochę o wyobcowaniu. Ma niesamowity klimat, doskonale wprawia czytelnika w różne nastroje, wzbudza pewien niepokój. Murakami znów bawi się czasem. Polecam przede wszystkim tym, którzy nie wymagają od opowieści całkowitej logiki i chronologii oraz lubią zagadki.

Dzisiaj oddałam tą książkę do biblioteki, a trzeciego tomu 1Q84 nadal nie ma. Postanowiłam załatać dziurę kolejną lekturą Murakamiego Na południe od granicy, na zachód od słońca, więc pewnie za jakiś czas pojawi się jej recenzja. A potem mam zamiar poczytać o Coco Chanel. Z drugiej strony kusi mnie kolejna pozycja japońskiego pisarza O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu. Aaaj. Tyleeee książek w kolejce! A może Wy mi coś polecicie? Co czytacie ostatnio? :)

poniedziałek, 15 lipca 2013

Spotkanie trójmiejskich blogerek

Możliwe, że o spotkaniu trójmiejskich blogerek już czytałyście, ale i tak dorzucę trochę od siebie. Choćby dlatego, że było to pierwsze takie spotkanie, w którym miałam okazję uczestniczyć :) 


Nie będę zanudzać o moim lęku przed tłumami nieznanych mi ludzi :P Powiem tylko, że żeby pojawić się na spotkaniu musiałam przełamać pewne bariery. I cieszę się strasznie, że w końcu zdecydowałam się wziąć udział w tym wydarzeniu. Od razu podziękuję Marysi za namawianie mnie. 

Tak jakimś cudem wylądowałam w sobotę o 17:00 w Lavenda Cafe Galeria. Na początku podano nam przepyszną lemoniadę lawendową, a potem wszyscy krótko się przedstawili. Po rozstawieniu sprzętu rozpoczął się wykład Emilki o grafice na blogu, m.in. o jej wpływie popularność bloga. Temat w sam raz dla nas. Po nim Lavenda Cafe Galeria zaserwowała nam przepyszną sałatkę z gruszką, serem brie i chrupiącymi grzankami. Koniecznie spróbujcie, jeżeli odwiedzicie ten lokal. Po przekąsce Agata przedstawiła nam prezentację o savoir-vivre w blogosferze. Poruszono przede wszystkim delikatny temat zarabiania na blogu. Dyskusja trwała dość długo. Międzyczasie każdy otrzymał coś do picia. Zielona herbata porzeczkowo-lawendowa była wysmienita! Polecam spróbować takiego połączenia wszystkim miłośnikom zielonej herbaty. Ploty trwały dalej, wszystkim uczestnikom spotkania zrobiono zdjęcia - osobno oraz z lusterkiem z naszymi podobiznami od inki pinki. Na stołach znalazł się obłędny deser - maliny i truskawki z bitą śmietaną i ciasteczkami bezowymi. Od razu mówię, że rzadko pozwalam sobie na takie uczty, a już na pewno nie w godzinach wieczornych, ale absolutnie nie mogłam dać sobie zepsuć humoru zmarnowanym przysmakiem ;) Na prośbę właścicielki lokalu każdy złożył podpis na cudnym plakacie zaprojektowanym przez Marysię (tak, ten u góry), który pojawi się na ścianie jako pamiątka. Na końcu rozdano wspaniałe prezenty, które dokładnie możecie obejrzeć w relacji Marysi. Niespodzianki sponsorowali nam Eveline Cosmetics, inkipinki, GRAWEROMAT.PL, BEETLEBITS.COM, Obsessive Studio, home&you, NYX, Galeria Handlowa Madison oraz Subobiektywna, która sfotografowała całe wydarzenie - zdjęcia, które wkleję niżej są przez nią wykonane.