Strony

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Happy New Year!

Zanim porozchodzicie się na Sylwestrowe imprezy, 
chcę Wam złożyć najszczersze życzenia na nowy rok.
Abyście wytrwali w swoich postanowieniach.
Żeby ten rok okazał się dla każdego łagodniejszy,
pełen radości, dobrych wspomnień i niesamowitych chwil! :)


Wkrótce pewnie pojawi się post z moimi postanowieniami. A Wy macie już swoje? ^^

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt!

Chciałabym z całego serducha życzyć Wam spokojnych, 
radosnych Świąt Bożego Narodzenia!
Żebyście dobrze te dni wspominali i żeby zawsze to 
wspomnienie wywoływało uśmiech na twarzy.
Abyście spędzili święta w gronie rodzinnym, wśród osób, 
które kochacie i żeby były one okazją 
do zakopania wszelkich toporów wojennych :) 
Wesołego śpiewania kolęd i degustacji przepysznych potraw,
magicznych rozmów przy wigilijnej kolacji.
Żeby Mikołaj trzymał się Waszych list życzeń,
ale i żeby prezenty od Was były trafione!

Wesołych Świąt!


niedziela, 23 grudnia 2012

Paznokcie na święta

Korzystając z chwili wolnego czasu wśród świątecznych przygotowań, zabrałam się za paznokcie. Święta to idealny moment, żeby zmalować na nich coś pięknie błyszczącego. Na początku chciałam postawić zwyczajnie na czerwień, ale ostatecznie dodałam złoty akcent w postaci uśmiechu przy skórkach. Czerwień i złoto to zestaw idealny szczególnie na grudniowe święta :) Nic trudnego i polecam spróbować, jeżeli któraś z Was wciąż nie ma pomysłu na wzorek. Na zdjęciach słabo widać mieniące się drobinki, ale zapewniam, że w rzeczywistości wyglądają bajecznie ^^


Piekłam dzisiaj babeczki. Czekoladowe z nadzieniem budyniowym. Ale nie o babeczkach chciałam jeszcze wspomnieć, a o sposobie ich przystrojenia. Tym razem zrezygnowałam z lukru i cukrowych kuleczek i postawiłam na nabijanie gwiazdkami wyciętymi z tekturowego papieru. Między jedną a drugą gwiazdką przykleiłam wykałaczkę, którą włożyłam potem w babeczkę. Jak Wam się podoba taki pomysł? :)



środa, 19 grudnia 2012

O pazurach, Atre i Świętach :)

Nie mogę się nadziwić, jak dużą różnicę w moim codziennym funkcjonowaniu zrobiło wczorajsze obcięcie paznokci. Wspominałam, że staram się je zapuścić jak najbardziej i sprawdzić jak długo będą rosnąć bez złamania, rozdwojenia itp. I właśnie wczoraj pierwszy raz pojawił się z nimi kłopot. Otóż przy bardzo prozaicznej czynności, jaką jest wypchnięcie tabletki z blistra. Naprawdę nie pytajcie, jak to mogło spowodować złamanie się paznokcia kciuka, bo nie mam pojęcia - tym bardziej, że paznokcie przetrwały wiele cięższe roboty :D W każdym razie w rekordowym momencie brzeg wolny paznokci mierzył średnio 10 mm. Co do wspomnianych wcześniej różnic to znacznie łatwiej i wygodniej pisze mi się na klawiaturze, wystukuje kod w domofonie, chwyta drobne rzeczy typu koraliki. Lepiej nakłada się kremy, a nawet szorowanie się gąbką stało się znów jakby łatwiejsze. Myślę, że te z Was, które miały już długie paznokcie, dokładnie wiedzą, o co mi chodzi. Może to dziwne, ale teraz krótkie pazury wydają mi się strasznie urocze i zabawne :)

Wciąż stosuję Atrederm. W tej chwili dwa dni pod rząd, a potem daję jej około trzech dni na regenerację i silniejsze nawilżanie. Skóra nie reaguje już tak ostro i samo łuszczenie nie jest na tyle widoczne, żeby przejmować się wyjściem do ludzi. I dostaję coraz więcej uwag, że cera wygląda jakoś "dziwnie" promiennie. W pozytywnym sensie rzecz jasna. Cieszy mnie to bardzo. Zaczęłam przecierać preparatem również okolice karku i dekoltu, coby odnowić skórę w tych miejscach. Dzięki temu nie zmarnuję płynu, zanim skończy się jego ważność (miesiąc od otwarcia).

Jutro po raz ostatnii przed świętami jadę na uczelnie, a potem już wypoczynek. No może nie do końca, w końcu przygotowania do Wigilii wymagają trochę pracy. Ale to raczej miły wysiłek, prawda? :) Jak tam Wasze przygotowania? Sama zastanawiam się, jakie ciasta upiec. Makowiec na pewno, ale może macie jakieś niezawodne przepisy? Chętnie coś zgapię ^^


sobota, 15 grudnia 2012

Świąteczne utwory i ciekawostki na zimę :)

Jakiś czas temu na dworcu, z którego jeżdżę na uczelnię, zauważyłam przy kasach nieduży stosik jakiś darmowych magazynów. W torbie miałam książkę, ale stwierdziłam, że wezmę i poczytam w drodze powrotnej. Magazyn nazywa się "Na przejazd" i jest to "Magazyn pokładowy kolei regionalnych". Nie wspominałabym o tym, gdyby nie jego zawartość, która naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła. Treść okazała się dla mnie ciekawsza niż w większości magazynów dostępnych w kioskach itp. Wydanie grudniowe porządnie nawiązywało do zimy i świąt oczywiście, ale w jakiś sposób dodało to pewnej magii każdej stronie. W tym poście chcę się z Wami podzielić przeróżnymi ciekawostkami, które przeplatają poszczególne tematy w tej gazetce. Niektóre pewnie znacie, ale coś może być całkiem nowego. Mam nadzieję, że każdy zostanie zaskoczony chociaż przez jedną rzecz :)

Na święta

  • Warto zawczasu pomyśleć o nadchodzących świątecznych wypiekach i samemu przygotować cukier waniliowy. Ten, który kupujemy w sklepach, zamiast wanilii, zawiera tanią, syntetyczną wanilinę. Najlepiej kilka tygodni przed gwiazdką wsypać do słoika cukier, dodać laskę wanilii i szczelnie zamknąć. Raz na jakiś czas można potrząsnąć słoikiem, mieszając zawartość. W ten sposób uzyskamy prawdziwy domowy cukier waniliowy.
Na zdrowie
  • W czasie świąt możesz wspomóc swój układ trawienny, zaczynając dzień od szklanki naparu z siemienia lnianego. Można je kupić w każdym sklepie spożywczym. Zapewnia prawidłową perystaltykę jelit, ponadto sprawdzi się przy nadkwasocie i wszelkich problemach żołądkowych.
  • Na często zaczerwieniony nos zimą idealny jest kompres z szałwii - zaparzoną i ostudzoną torebkę kładziemy na noc na ok. 5 minut.
  • Skórę twarzy można doskonale hartować, opłukując ją codziennie rano zimną wodą.
  • Dwa cieńsze swetry są lepsze niż jeden gruby, ponieważ między ubraniami jest powietrze, czyli naturalna izolacja przed zimnem.
  • Ręce skuteczniej chronią rękawice z jednym palcem.
  • Dzięki ćwiczeniom na powietrzu mięśnie stają się wytrzymalsze na wysiłek.
  • Okulary przeciwsłoneczne o brązowych szkłach są świetne na silne słońce, a np. o żółtych i pomarańczowych - podczas opadów śniegu i pochmurnych dni (poprawiają ostrość widzenia).
  • Zimą warto wybrać się na spacer do lasu. W leśnym powietrzu znajduje się aż o 50% mniej chorobotwórczych zarazków niż w mieście, a to dzięki wydzielanym przez nie olejkom eterycznym, które działają bakteriobójczo.
Na talerzu
  • Natura często przychodzi nam z pomocą i kolorami podpowiada, co rozgrzewa, a co chłodzi. Na przykład warzywa o naturalnej barwie czerwonej, żółtej, pomarańczowej (marchew, burak, papryka) rozgrzeją bardziej niż zielone (sałata, brokuły).
  • Jedzenie, które wychładza: jogurty, twarogi, sery żółte, cytrusy, biała mąka i produkty wysoko przetworzone, cukier, surowe owoce i lody.
  • Jedzenie, które rozgrzewa: gotowane warzywa (szczególnie strączkowe), przyprawy ostre i korzenne, kasze, pełne ziarna, produkty z mąki razowej, orzechy, nierafinowane oleje roślinne, suszone owoce, zupy.
  • Cukier nie jest wskazany zimą, jeśli jednak ciężko nam przeżyć bez słodkości, wybierajmy je mądrze. Zdecydujmy się na piernik na miodzie z przyprawami, makowiec czy keks z bakaliami. Torty, serniki czy rolady niech poczekają do lata.
I bonusik w postaci spisu najpiękniejszych utworów świątecznych wg dziennikarki Niko Bilskiej. Wszystkie przesłuchałam i mogę Wam szczerze polecić :) Na pewno umilą czas spędzony przy wigilijnym stole.

Ella Fitzgerald "White Christmas"

Nat King Cole "The Christmas Song"

Dean Martin "Let it snow"

Coldplay "Have yourself a marry little christmas"

Frank Sinatra "Santa Claus is comming to town"

J. Przybora, A.M. Jopek "Na całej połaci śnieg"

środa, 12 grudnia 2012

Granice szaleństwa


"W grobowej ciszy opuszczonego kamieniołomu w Connecticut ktoś ukrywa swoje brudne tajemnice, które odsłaniają głębię ludzkiej deprawacji. Tajemnice, które przypadkiem wychodzą w końcu na jaw. Agentka specjalna Maggie O’Dell właśnie miała rozpocząć zasłużone wakacje, gdy zadzwoniła do niej przyjaciółka, psycholog Gwen Patterson. Jedna z pacjentek pani doktor, niejaka Joan Begley, zaginęła podczas podróży do Connecticut. Czy Maggie mogłaby wyjaśnić, co się stało z Joan? Maggie początkowo lekceważy niepokój przyjaciółki. Kiedy jednak w kamieniołomie w Connecticut przypadkowo zostaje odkopana beczka ze zwłokami kobiety, agentka postanawia sprawdzić, czy istnieje związek między zniknięciem pacjentki Gwen Patterson a koszmarnym znaleziskiem. Wkrótce okazuje się, że w opuszczonym kamieniołomie jest więcej beczek z ludzkimi zwłokami. Maggie O’Dell już wie: po raz kolejny ma do czynienia z seryjnym mordercą. Mordercą, który wybiera swe ofiary według pewnego przerażającego klucza. Czy to odkrycie pozwoli znaleźć odpowiedź na pytanie, kim jest okrutny psychopata? Czy doprowadzi do odnalezienia Joan Begley, której los wciąż pozostaje nieznany?"

Ostatnio sięgam po książki, nie kierując się zupełnie swoim gustem literackim. Ale muszę powiedzieć, że na dobre mi to wychodzi. Dzięki temu mam szansę poznać wiele ciekawych pozycji, na które zwykle nie zwróciłabym uwagi. Do takich pozycji należą właśnie "Granice szaleństwa" Alex Kavę. Kryminał bardzo długo trzyma nas w napięciu, zanim dowiemy się kto jest mordercą. Nawet samo zgadywanie okazuje się dość trudne. Każdy, kogo sama podejrzewałam o zbrodnię, wkrótce okazywał się niewinny :P Oprócz całej otoczki kryminalnej wyraźne są wątki różnych miłostek, choroby czy rodziny. Dlatego mogę polecić tą książkę nawet tym, którzy za kryminałami aż tak nie przepadają. Ale przed jednym muszę ostrzec. A mianowicie o dużej dawce brutalności. I to dość... wyszukanej brutalności. Książkę bardzo szybko się czyta.

sobota, 8 grudnia 2012

Atrederm - pierwsze wrażenia

Mam nadzieję, że Mikołajki spędziliście w przyjemny sposób i że jesteście zadowolone z prezentów ^^ Jeśli chodzi o mnie to najlepszym momentem tego dnia były zakupy z siostrą, z którą czasem ciężko odnaleźć mi wspólny język. Jak się okazuje, zakupy potrafią złamać wszelkie bariery. Bawiłyśmy się naprawdę świetnie :D 

Dzisiaj małe spostrzeżenia co do Atredermu, o którym wspominałam w jednym z poprzednich postów. Preparat kupiłam 28 listopada i tego samego dnia zastosowałam po raz pierwszy na skórę twarzy i zostawiłam na noc. Rano twarz nie wyglądała inaczej, ale była nieco ściągnięta. Po drugiej nocy z rzędu widziałam już pojawiające się suche skórki, a po trzeciej skóra łuszczyła się bardzo intensywnie i nie dało się tego niczym zamaskować. Na  szczęście spodziewałam się tego efektu i używałam Atredermu w dniach, kiedy nie musiałam zbyt często wychodzić na zewnątrz. Po trzech aplikacjach skóra stała się bardzo wrażliwa, szczególnie na chłód i wiatr z zewnątrz. Filtr i nawilżanie obowiązkowo, ale nie obeszło się też bez szalika nasuniętego na pół twarzy byle zminimalizować kontakt zimnego powietrza ze skórą. Do regeneracji skóry stosowałam Cicaplast Baume B5. Po trzech dniach spokojnie mogłam nałożyć makijaż, bo po skórkach nie zostało śladu. Wczoraj drugi raz w  nowym tygodniu przetarłam twarz wacikiem nasączonym w Atredermie i widzę kolejne suche skórki. Efekt jest jednak łagodniejszy niż poprzednim razem. Znajomi zauważają poprawę, a nie informowałam ich o kuracji. Cieszę się i cierpliwie będę kontynuować leczenie :) Jedyne co mnie irytuje w kuracji to wyschnięte usta, co mi bardzo przeszkadza i czuję przez to spory dyskomfort. Kremy dają poprawę jedynie na chwilę. Może znacie coś dobrego do porządnego nawilżenia ust? Byle bez efektu chłodzącego, bo tego nie znoszę, zwłaszcza zimą :P Trzymajcie się cieplutko.


wtorek, 4 grudnia 2012

Max Factor 2000 Calorie

Max Factor 2000 Calorie została odhaczona na mojej chciejliście już jakiś czas temu, a dzisiaj napiszę, co sądzę o tej maskarze. Od razu mówię, że mój tusz ma kolor granatowy, a nie czarny. Uchwyciłam to na zdjęciu z flashem, ale w rzeczywistości tusz jest znacznie ciemniejszy.




Zdjęcia przed nałożeniem tuszu.



Zdjęcia po nałożeniu tuszu.

Przechodząc do opinii... Niby granat, ale jak dla mnie ciężko go odróżnić od czerni. Zaznaczam też, że nakładam jedną warstwę tuszu, bo lubię bardzo naturalny efekt. Myślę, że po drugiej warstwie rzęsy wyglądałyby bardziej spektakularnie. Na pewno pogrubia i delikatnie wydłuża. Ciężko zrobić sobie tą maskarą efekt pajęczych nóżek - oczywiście plus. Całkiem łatwo się zmywa, ale też nie rozmazuje się w ciągu dnia. Nie kruszy się i nie odbija na górnej powiece. W dodatku rzęsy nie są takie sztywne jak przy niektórych maskarach, zachowują w pewnym stopniu swoją elastyczność. Szczoteczka ma dla mnie idealne wymiary, nie za duża i nie za mała. Preferuję silikonowe, ale tą wyjątkowo dobrze się operuje. Jestem z niej zadowolona, ale nie wiem czy na tyle by kupić ponownie - jest mnóstwo innych do sprawdzenia :)

niedziela, 2 grudnia 2012

Lakier Colour Alike - Q nr 108

Dzisiaj na tapecie ciekawy... beż, a może szaraczek od Colour Alike, naprawdę ciężko określić barwę. Mówię o lakierze Q nr 108 z malusieńkimi holograficznymi drobinkami. Zakochałam się od razu!  Na paznokciach mam go czwarty dzień, a prezentuje się bardzo dobrze. Na zdjęciu widać delikatne starcia na końcówkach. Rewelacyjnie się go nakłada, naprawdę błyskawicznie. Efekt na zdjęciu uzyskałam kładąc tylko jedną warstwę. Kolor nie rzuca się w oczy, ale wygląda elegancko i estetycznie. Jak Wam się podoba? Lubicie lakiery z podobnymi drobinkami? :)



A paznokcie dalej rosną i nie widzi im się złamać czy rozdwoić. Biję swój rekord dalej :D

czwartek, 29 listopada 2012

Gładka skóra z La Roche-Posay

Kiedyś porównywałam Effaclar K z Normaderm kremem nawilżającym zwalczającym niedoskonałości skóry i z tego co pamiętam byłam przychylna Effaclar. Po zużyciu drugiej tubki Normaderm nie zmieniłam zdania. Po rozczarowaniu z Vichy zrobiłam przerwę od kremów na zaskórniki i we wrześniu wróciłam do La Roche-Posay. Do tego przestały mnie zadowalać drogeryjne mazidła i coraz częściej kupowałam je w aptece. Na początku zużyłam jedną tubkę Effaclaru. Efekty były widoczne, buzia coraz gładsza, ale dalej kontynuowałam leczenie nim. Dokupiłam też inne specyfiki, które w jakiś sposób mogły wspierać kurację. I tak po kolei chciałabym przedstawić Wam jak wyglądała moja pielęgnacja twarzy przez jakieś ostatnie trzy miesiące. 


RANEK

1. Oczyszczenie twarzy żelem Effaclar.
Udało mi się kupić wielką butlę w niskiej cenie i wciąż ją mam - przez około 3 miesiące zużyłam może 2/5 żelu. Uwielbiam go za samą formę butelki z pompką i to, że wystarczy odrobina kosmetyku do wytworzenia sporej ilości piany oczyszczającej. Nie zawiera barwników, alkoholu i parabenów. Skóra po nim jest świeża, czysta, ale niewysuszona.

2. Nałożenie kremu Effaclar DUO.
Za pomocą aplikatora robię kilka kropek na twarzy i delikatnie go wklepuję. Sam krem znają chyba wszystkie kobiety :P  Kwasu LHA z kwasem linolowym odblokowuje pory i usuwa nagromadzone w nich martwe komórki powodujące zapychanie.

3. Nałożenie kremu Hydreane Legere.
Po około dwudziestu minutach od nałożenia DUO. Cudeńko. Mój ulubiony krem pod makijaż. Łatwo się go rozprowadza, bo konsystencja nie jest zbyt gęsta. Do tego błyskawicznie się wchłania i sprawia, że skóra jest zrelaksowana. Krem zawiera hydrolipidy - nośniki wody.

4. Nałożenie filtru Anthelios XL.
Jeżeli nakładam potem podkład z wysokim filtrem to czasem go pomijam, ale zwykle gości na mojej twarzy od samego rana. Mimo jego niechętnej współpracy z podkładami udaje mi się jakoś go ujarzmić :) Pisałam też o nim wcześniej.


WIECZÓR

1. Demakijaż płynem micelarnym. 
I tu jest wyjątek, bo używam płynu od Ziaji z serii Ziaja MED. Nie widzę sensu wydawać dużo pieniędzy na płyn do demakijażu, który i tak u mnie szybko schodzi. Ziaja świetnie się sprawdza - nie podrażnia oczu, dokładnie usuwa makijaż. I jest przebadana okulistycznie, nadaje się dla osób noszących soczewki. Ostatnio w prezencie od sąsiadki dostałam płyn micelarny z La Roche Posay, ale najpierw zużyje zaczęty.

2. Oczyszczenie twarzy żelem Effaclar.
Tak jak rano. Mimo demakijażu nie czuję się wystarczająco czysto, żeby pójść potem tak spać, dlatego wolę dokładnie oczyścić skórę tym żelem.

3. Nałożenie Effaclar K.
Podobnie jak DUO tego kremu pewnie też nie trzeba przedstawiać. Zawiera retinol oraz kwas linolowy, które odpowiadają za odblokowanie zatkanych porów. Odnawia skórę poprzez mikroeksfoliację, czyli złuszczanie naskórka.

4. Nałożenie kremu Cicaplast Baume B5.
Po około dwudziestu minutach po Effaklar K. Balsam jest dość gęsty, myślę, że w sam raz na noc. Cudownie koi skórę, jego działanie naprawdę przypomina okład. Minerały, które zawiera pobudzają tworzenie nowych komórek, przez co skóra szybciej się regeneruje.

I to wszystko. Z efektów jestem ogromnie zadowolona. Wcześniej pod skórą siedziało wiele zaskórników, dużo grudek. Struktura cery była dość nierówna. Trochę cierpliwości i pozbyłam się tego wszystkiego. Pozostały jedynie czerwone plamki po wypryskach (a może po oczyszczaniu manualnym u kosmetyczki... nigdy więcej!)

Czasem dopada mnie poczucie winy, że to wszystko razem wiele kosztuje, ale kiedy widzę efekty stosowanych preparatów, poczucie to ucieka w siną dal. Jestem pewna, że kupując coraz to nowe produkty drogeryjne, wyrzuciłabym wiele pieniędzy w błoto, bo rzadko coś mnie zadowalało na tyle, bym zakupiła to ponownie. A i ciągłe testowanie różnych kosmetyków nie służy skórze. Dobrze mieć swój zestaw idealny i nie przejmować się  innymi kuszącymi opakowaniami w drogeriach.

Co do pozostałości po wypryskach... Walczyłam z nimi przez dwa tygodnie zamieniając Effaclar K na Kwas migdałowy 10% Pharmaceris. Skóra wyraźnie się łuszczyła a zaczerwienienia nieco zniknęły. Jestem niestety niecierpliwa i przerzuciłam się na Atrederm 0,05%, który wczoraj zastosowałam po raz pierwszy. I w tym miejscu dziękuję Ziemolinie za przekonanie mnie do niego. Już wierzę, że Kwas migdałowy przy nim to było nic. Skórze nic się nie stało (nie wiem czego tak się bałam), a już po pierwszej nocy widzę, że to dopiero będzie intensywne złuszczanie. Nie ukrywam, że jestem podekscytowana, haha :) Po więcej informacji na temat Atredermu odsyłam tutaj.

środa, 28 listopada 2012

Cztery Umowy

W przerwie podczas nauki postanowiłam skrobnąć Wam kilka słów na temat książki, a raczej książeczki, którą ostatnio przeczytałam. Nie jest to obszerna pozycja, bo ma tylko 124 strony, a formatem przypomina zeszyt A5 - wręcz idealna do czytania w pociągu :)

Don Miguel Ruiz
Cztery Umowy

"By stać się szczęśliwym człowiekiem, trzeba odkryć, co w nas samych na to nie pozwala. Starożytna mądrość ujęta w cztery pozornie proste zasady, inspiruje do zmian, uczy miłości, wskazuje drogę do prawdziwej wolności i spokoju ducha. Niezwykła książka."
Tatiana Cichocka, dziennikarka miesięcznika Zwierciadło 

"Cztery umowy to wyjątkowy przewodnik po drodze do prawdziwej wolności i harmonii. Autor odkrywa źródło przekonań i zachowań, które nas ograniczają i odbierają prawdziwą radość życia i opierając się na mądrości starożytnych Tolteków, podaje skuteczne sposoby, które z dnia na dzień mogą odmienić życie każdego z nas. Niby oczywiste, a jednak często nieuświadomione zasady będące umowami, które powinniśmy zawrzeć sami z sobą, stanowią klucz do prawdziwego spokoju ducha i szczęścia." 
empik.com

Jeszcze do niedawna byłam pewna, że nigdy nie sięgnę po książkę tego typu. Leżała taka maleńka na półce w domu i nigdy nie wzbudziła mojego zainteresowania. Tego dnia miałam ciężką torbę na uczelnie i chciałam wziąć do czytania coś dosłownie lekkiego. Ta lektura to chyba waga piórkowa wśród książek :P Zaczęłam czytać i na początku przeżyłam ogromne rozczarowanie, ale po kilkunastu stronach treść mnie bardzo wciągnęła. Dużo o niej mówią cytaty, które zamieściłam wyżej, ale od siebie powiem, że warto czasem mieć napisane dokładnie, co robi się źle w swojej drodze do szczęścia. Takie wytknięcie błędów pozwala skupić się na redukcji aż w końcu na ich wyeliminowaniu. Jeżeli sięgniesz po Cztery Umowy, to obiecuję, że po przeczytaniu Twoje spojrzenie na otaczający Cię świat zmieni się. Na lepsze. Warunkiem są Twoje chęci do zmian :)


poniedziałek, 26 listopada 2012

Krem pod oczy i na powieki rozjaśniający cienie z bławatkiem - Ziaja

Dziś miało być paznokciowo, ale wciągu dnia na lakierze porobiły się brzydkie odbicia, więc darowałam sobie zdjęcia. Innym razem :) Skoro nie lakier, to co? Ano krem. I to pod oczy, a co!

Krem pod oczy i na powieki rozjaśniający cienie z bławatkiem od Ziaji.


Od producenta:
"rozjaśniający cienie
z bławatkiem
witaminy A i E prowitamina B5
Przeznaczony do codziennej pielęgnacji delikatnej skóry wokół oczu w każdym wieku. Lekki, nieperfumowany krem do pielęgnacji delikatnej skóry wokół oczu.
  • Rozjaśnia cienie pod oczami oraz wyraźnie zmniejsza ich widoczność.
  • Nawilża, tonizuje i lekko napina naskórek.
  • Aktywnie odżywia oraz doskonale uelastycznia skórę.
  • Skutecznie wygładza drobne zmarszczki.

Może być stosowany przez osoby noszące szkła kontaktowe. Produkt testowany dermatologicznie pod kontrolą lekarzy okulistów."
Hmm... Jeżeli chodzi o skład to sądzę, że nie jest najgorszy. Alkohol najwyraźniej szybko wyparowuje, bo nic nie podrażnia oka. Nakładam go pod oczy i na powieki bez najmniejszych obaw. Parabeny mogliby sobie darować, ale widocznie nie można mieć wszystkiego. Do rzeczy. Często mam problem ze zmęczonymi oczami, a ten kremik to dla nich naprawdę ulga. Zwłaszcza lekko schłodzony. Błyskawicznie się wchłania i nadaje się pod makijaż. Moje cienie pod oczami są chyba uwarunkowane genetycznie  i rzadko cokolwiek je rusza, ale po Ziaji mam wrażenie, że są minimalnie mniej widoczne. Do tego makijaż i prawie ich nie widać. Forma opakowania - tubka o pojemności 15 ml z wąskim aplikatorem - bardzo mi odpowiada. Nie trzeba niczego wygrzebywać palcami, przez co nakładanie kremu jest bardziej higieniczne. Czy uelastycznia nie powiem, bo nie mam problemu z wiotkością okolic oczu. Ale na pewno odżywia i nawilża, bo pozbyłam się suchości skóry powiek. Krem kosztuje ok. 6 zł. Jak dla mnie jest warty spróbowania, zwłaszcza gdy nie mamy dużego problemu ze zmarszczkami, tylko chcemy nieco zadbać o skórę wokół oczu. Miałyście do czynienia z tym kremem? Jakie wrażenia? Chętnie przeczytam :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Lakier Sensique nr 148

Sensique nr 148 to drugi mój lakier tej marki (mam jeszcze biały liner). Sam kolor według mnie jest przepiękny, chociaż w rzeczywistości nieco wpadający w bordowy. Pędzelek bardzo wygodny w użyciu i nawet trwałość z topem jest przyzwoita - trzeci dzień i zaczynają się ścierać końcówki. Coś czuję, że ten odcień będzie często gościł na moich paznokciach. Nawet pasuje na taką późną jesień :)



czwartek, 15 listopada 2012

Olej arganowy + TAG: Liebster blog

Na olejek arganowy skusiłam podczas pewnego powrotu do domu. Słyszałam o nim wiele dobrego, ale nie widziałam go na sklepowych półkach, a zakupy przez Internet nie wchodziły w grę, bo jestem strasznie niecierpliwa. I tu moja wina, bo gdybym przejrzała oferty internetowe to zapłaciłabym za olejek co najmniej połowę mniej. W każdym razie dzisiaj parę słów o wspomnianym oleju.

Zdjęcie robione niedługo po zakupie stąd małe zużycie.



Kupując olejek, największe nadzieje pokładałam w jego właściwościach wygładzających i regenerujących, bo zmarszczki to jeszcze nie mój problem :) Sam olej jest bardzo rzadki i trzeba uważać, żeby nie wylać go za dużo. Zapewniam, że kilka kropel wystarcza na całą twarz. To co na początku mnie uderzyło to zapach. Okropny jak dla mnie :P Ale da się przeżyć. Olejek dość szybko się wchłania nie pozostawiając takiej tłustej warstwy, jaką zostawiają niektóre oleje. Bardzo fajnie nawilża skórę, co zauważyłam stosując na skórę łokci, kolan czy pięt. Niestety na mojej twarzy zupełnie się nie sprawdził. Chociaż skóra z początku była bardziej miękka i rozświetlona, to po kilku dniach okazało się, że cudnie zapycha moją skórę. Zamiast oczekiwanego wygładzenia miałam sporo podskórnych grudek :( Dopiero później przeczytałam, że stosowany na twarz może powodować zaskórniki. Mój błąd. Jak w takim razie dojrzałe kobiety mają uzyskać obiecany efekt przeciwzmarszczkowy bez narażenia się na nowe niedoskonałości? Chyba lepiej nie ryzykować. Twarz jako tako wróciła do normy, ale olejek został. Obecnie wykorzystuję go do nacierania paznokci lub całych dłoni na noc. Ładnie zmiękcza skórki i wydaje mi się, że nieco wybiela płytkę paznokcia. W ten sposób pomału go zużywam :)

Używałyście oleju arganowego? A może macie inne sposoby zastosowania go? Chętnie się dowiem :)


I odpowiedzi na pytania Sanitariuszki Urody, która mnie otagowała. Dziękuję bardzo ^^


1. Alaska czy Tajlandia? 
Nienawidzę zimna, ale Alaska. Marzy mi się zobaczyć zorzę polarną.

2. Czy lubisz latać samolotem? Jeżeli tak to jakie odczucia Ci towarzyszą podczas lotu?
Lubię. Podczas lotu nie towarzyszą mi niemiłe odczucia. Ot tak, jakbym jechała samochodem. Chociaż tutaj jest dużo lepiej, bo ponad chmurami nie odzywa się moja choroba lokomocyjna.

3. Jaką kuchnie lubisz?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale kiedy o tym myślę, to chyba włoską. Lubię gotować przeróżne dania makaronowe.

4. Czy korzystasz z usług w gabinetach kosmetycznych?
Korzystałam kilka razy, ale ciągle szukam takiego, do którego będę bez obaw powracać.

5. Adidasy czy obcasy?
Zależy od okazji, ale wygodniej mi w adidasach, jakiś trampkach. Dość szybko chodzę, dlatego płaska podeszwa jest u mnie mile widziana. Ale w swojej kolekcji mam też kilka par butów na obcasach :)

6. Makijaż naturalny czy wyraźny i przykuwający wzrok?
Naturalny. Najlepszy makijaż to ten najmniej widoczny ^^ Na wieczór nieco mocniejszy, ale wciąż niezbyt krzykliwy.

7. Cera normalna, sucha, tłusta czy może mieszana?
Mam mieszaną.

8. Kot czy pies?
Pies zdecydowanie. Jeżeli mam być szczera, koty mnie trochę przerażają... Jeżeli zobaczę po zmroku jakieś świecące kocie oczka, to mam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie :P

9. Twoje ulubione miasto w Polsce?
Trójmiasto. Potem Warszawa, Kraków. Małe miasteczka to nie dla mnie. Lubię dynamizm, a odpoczywanie wśród wieżowców nie przychodzi mi trudno ^^

10. Jeżeli miałabyś/miałbyś mieć tatuaż, to co on by przedstawiał?
Prawdopodobnie ptaka - symbol wolności.

11. Czy akceptujesz siebie?
Staram się, chociaż czasem nie wychodzi. Próbuję ujarzmić zbyt wysokie wymagania względem siebie :)

poniedziałek, 12 listopada 2012

TAG: Liebster Blog - podejście trzecie


Tak, tak. Zostałam po raz trzeci otagowana :D Tym razem przez Chocolate Mousse, której oczywiście bardzo dziękuję :) No to jedziemy z pytaniami.


1. Jak długo zajmuje Ci zrobienie makijażu?
Codziennego nawet nie pięć minut, z kreską na oku niecałe dziesięć.

2. Czy wyszłabyś z domu nieumalowana?
Pewnie, często to robię :)

3. Jakie jest Twoje ulubione imię żeńskie i męskie?
Żeńskie: Weronika, męskie: Sebastian

4. Najbardziej szalona rzecz jaka zrobiłaś to:
Chyba przefarbowanie włosów na czerwono. Jestem dość spokojną i cichą osobą, więc nikt zupełnie nie spodziewał się takiej zmiany :P

5. Gdybyś była mężczyzną to...
Trenowałabym boks :P Chociaż może kiedyś jako kobieta... ^^

6. Czy umiesz gotować? Jeżeli tak, jaka jest Twoja popisowa potrawa?
Wydaje mi się, że umiem. Rodzina też nie narzeka, kiedy próbuje moich dań. Popisowe danie? Czy ja wiem... Cannelloni wychodzi zawsze smacznie i wszyscy chcą dokładkę :P

7. Czy wierzysz w miłość do końca życia?
Czemu nie? :)

8. Jaki jest najlepszy kosmetyk jaki kiedykolwiek miałaś?
Ostatnio do tych najlepszych dołączył krem do rąk Isana 5% Urea.

9.  Jaka  jest Twoja  ulubiona książka?
Niezmiennie od dzieciństwa seria Harry Potter ^^

10. 3 cechy charakteru mężczyzny idealnego to...
dający poczucie bezpieczeństwa, wierny, inteligentny

11. 3 wymarzone prezenty na Święta to...
Lustrzanka, jakiś śliczny, mięciutki kocyk na chłodne wieczory i przyjazd części rodziny z zagranicy <3

sobota, 10 listopada 2012

Odkrywanie szminek na nowo :)

Cześć ;) Tą jesień zapamiętam naprawdę na długo. Choćby dlatego, że podczas tej pory przekonałam się do używania szminek. Poważnie. Nigdy ich nie lubiłam. Wydawało mi się, że niemożliwe jest staranne wymalowanie się, tak żeby usta nie wyglądały krzywo. No wiecie, żeby były symetryczne. Zawsze coś mi nie wychodziło, a szminka schodziła bardzo szybko. Zraziłam się. I tak kilka szminek leżało zapomnianych w małej szufladce. Jednak kiedy trafiłam na bloga Moniki, zaczęła się we mnie tlić jakaś nadzieja, że może jednak da się wykonać makijaż ust, który wyglądałby chociaż estetycznie (Monika opanowała malowanie ust chyba do perfekcji!). Kuszona coraz to nowymi kolorami na jej ustach, wyciągnęłam swoje pomadki i kupiłam kilka nowych. Od kilku dni noszę kolor na ustach codziennie! Nigdy nie sądziłam, że malowanie ust kiedykolwiek wejdzie w mój codzienny makijaż. Może kiedyś chciałam wszystko za szybko, nie starałam się, traktowałam szminkę niemal jak pomadkę? Myślę, że tego typu błędy popełniałam. Teraz malując usta, poświęcam tej czynności więcej czasu :) A żeby post był bardziej kolorowy dodam kilka zdjęć szminek, które aktualnie posiadam. Na jesień wydają mi się idealne, a Wy jak sądzicie? Lecimy po trzy kolorki.


Szminki Kobo to moje nowe nabytki :)





 A tutaj nowością u mnie jest szminka Hean. Żałuję, że w sklepie nie znalazłam tych z kolekcji City Fashion, ale wcześniej czy później jakąś dorwę :P



Nie obeszło się też bez czerwieni. Ta zamieszkuje moją szufladę od dawna, ale dopiero teraz się w niej zakochałam ^^ 






piątek, 9 listopada 2012

TAG: Liebster Blog

Czas na TAG :) A za otagowanie dziękuję Zance, którą znajdziecie tutaj i Danu, z tego bloga.


Zasady:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Pytania od Zanki:


Czy udało Ci się osiągnąć ostatnio jakiś cel?

Ostatnio osiągniętym celem było wyluzowanie się trochę podczas wygłoszenia prezentacji na ćwiczeniach na studiach. Serio, serio. Wystąpienia publiczne zawsze były dla mnie traumatyczne. Nawet jeżeli byłam doskonale przygotowana, paraliżował mnie stres. Z pierwszej prezentacji na studiach byłam niezadowolona, ale na drugiej poszło mi lepiej, dlatego uważam, że ten mały cel spełniłam. I mam nadzieję, że z każdą prezentacją będzie coraz lepiej :)


Jakie są Twoje nadzieje na nadchodzący rok?
Nie mam specjalnych. Zwyczajnie chciałabym, żeby 2013 był dobrym rokiem.

Jakie miejsce na Ziemi chciałabyś odwiedzić?
1. Japonia - chciałabym pomieszkać kilka dni w tradycyjnym japońskim domu :D I nie ukrywam też, że chętnie odwiedziłabym sklepy z kosmetykami.
2. Stany Zjednoczone - szczególnie marzy mi się nocne szwendanie po Nowym Jorku, o!
3. Wielka Brytania - zobaczyć słynne czerwone autobusy czy Gwardię Królewską na żywo... to byłoby coś ^^

Czego chciałabyś się nauczyć?
Robić na drutach! Szaliki, czapki, rękawiczki, skarpety. Różne sploty, kolory... <3

Czego chciałabyś się oduczyć?
Popadania w skrajności :P Ciężko u mnie ze stosowaniem złotych środków.

Co poprawia Ci humor?
Zakupy. Ubrania, kosmetyki, prezenty, cokolwiek :P Muzyka. Już na sam widok gitar elekrtycznych na wystawie serce bije mi szybciej o.O

Co psuje Ci humor?
Aktualnie chyba zimno. I również wtedy, kiedy mam powody do martwienia się o zdrowie. Swoje i bliskich.

Bezludna wyspa czy miejska dżungla?
Mimo wszystko miejska dżungla. Chociaż bezludna miejska dżungla też brzmi zachęcająco jak dla mnie :P

Czego jeszcze o Tobie nie wiemy?
Myślę, że jeszcze wieluuu rzeczy, ale jeżeli miałabym jakąś jedną zdradzić to... Byłam przez jakiś czas wegetarianką :)

Kosmetyk marzeń?
Ojej, teraz to marzy mi się balsam delikatnie rozgrzewający całe ciało. Och, przydałaby się taka powłoczka sprawiająca, że nawet kiedy na nos spadają płatki śniegu, to jest nam ciepło. Wtedy całą zimę chodziłabym uśmiechnięta :D

Chipsy czy czekolada?
Staram się nie jeść takich rzeczy, ale jeżeli chodzi o upodobanie smakowe to czekolada.

Pytania od Danu:


Dlaczego założyłaś bloga i czy posiadasz tylko jednego?
Mam jeszcze innego bloga w innym serwisie, ale jest tylko dla mnie ;) Ten blog stworzyłam zainspirowana innymi bloggerkami, które długo obserwowałam i przez moje uwielbienie do kosmetyków, urody, zdrowego trybu życia.

2. Ulubiona pora roku i dlaczego?
Wczesna jesień, bo nie jest jeszcze tak zimno i wiosna, kiedy słońce coraz bardziej przygrzewa. No co, jestem strasznie ciepłolubna :)

3. Ulubiony kosmetyk z górnej i dolnej półki?
Z górnej maskara Clinique High impact mascara. Z dolnej uwielbiam matowe pomadki Manhattan w formie błyszczyka.

4. Twoje kosmetyczne szaleństwo. O co dbasz najbardziej? Włosy? Paznokcie? Twarz?
Twarz. Przestałam ufać drogeryjnym mazidłom i po produkty do pielęgnacji twarzy wybieram się zwykle do apteki. Co nie znaczy, że nie lubię testować nowości drogeryjnych ^^

5. Twoje ulubione zajęcie poza blogowaniem?
Oglądanie filmów, jazda na rowerze (kiedy temperatura na zewnątrz jest do wytrzymania :P), w ogóle aktywność fizyczna. Przeglądanie kolorowych magazynów. Malowanie paznokci podczas  oglądania seriali. Czytane książek i spotkania z przyjaciółmi.

6. Fantastyka i bujanie w obłokach czy realizm i twarde stąpanie po ziemi? 
Zdecydowanie pierwsza opcja, hah. Czasem przydałoby mi się zejście na ziemię.

7. Czym się aktualnie zajmujesz? Praca? Studia? Słodkie leniuchowanie? Pochwal się.
Studia, studia. Pierwszy rok :)

8. Twoja największa wada?
Niemal chorobliwa nieśmiałość :< Ale wierzę, że kiedyś uda mi się z tym wygrać :)

9. Z czym kojarzy Ci się dzieciństwo?
Raczej nie kojarzy mi się dobrze, więc nie będę tego rozwijać ;)

10. Humanista czy umysł ścisły?
Wybierając liceum, myślałam że humanista. Ale to był błąd! 

11. Wierzysz w duchy?
Gdybym zobaczyła jakąś zjawę, na pewno nie uznałabym tego za przewidzenie. Chyba wierzę.

Bardzo dużo blogów, które odwiedzam zostało już otagowanych, dlatego nie wyznaczam kolejnych osób.

środa, 7 listopada 2012

Krem do rąk Isana 5% Urea

Dzisiaj troszkę o moim kosmetycznym odkryciu ostatnich miesięcy :) Na niejednym droższym kremie do rąk już się zawiodłam i szczerze powątpiewałam, że jakikolwiek zadowoli skórę moich dłoni, a już na pewno wątpiłam w Isanę. Sama nie wiem, dlaczego. Gdzieś tam w głowie chyba tkwi takie mylne przekonanie, że wszystko co droższe jest na pewno lepsze. A tu taka miła niespodzianka. Krem Isana 5% Urea okazał się strzałem w dziesiątkę. Świetnie nawilża dłonie i nie zostawia na nich lepkiego filmu. Konsystencja kremu jest treściwa, ale szybko się wchłania. Zapach delikatny, a pojemność według mnie w sam raz (100ml). Krem doceniły również Wizażanki, stąd tytuł Kosmetyku Wszechczasów. Pewnie wiele z Was już miała okazję go przetestować, ale może znajdzie się ktoś, kto nadal poszukuje swojego idealnego kremu do rąk ;)


Skład: aqua, glycine soja oil, glycerin, urea, sodium lactate, cetylalcohol, stearic acid, glyceryl stearate, butyrospermum parkii butter, cera alba, panthenol, carbomer, parfum, phenoxyethanol, methylparaben, ethylparaben, propylparaben, sodium hydroxide, xanthan gum, linalool, hexyl cinnamal, citronellol, geraniol, limonene.

sobota, 3 listopada 2012

Stephen King - Zielona mila

Jak domyślacie się po tytule dzisiaj kilka słów na temat wspomnianej przeze mnie kilka postów wstecz książki "Zielona mila". Jej autorem jest Stephen King. Całkiem możliwe, że tytuł kojarzy Wam się z filmem "Zielona mila", który powstał właśnie na jej podstawie. Sama nie miałam okazji go jeszcze obejrzeć, ale teraz z pewnością to nadrobię.



Z obwoluty książki:
"Akcja powieści, zbliżonej klimatem do głośnej noweli tego samego autora Skazani na Shawshank, toczy się w Ameryce lat 30. Jej bohaterowie to więźniowie oczekujący na wykonanie kary śmierci i pilnujący ich strażnicy. Książkę zekranizował w 1999 roku Frank Darabont; główną rolę zagrał Tom Hanks.
Wśród przebywających w więzieniu Cold Mountain skazańców znajduje się nieobliczalny, niezwykle agresywny zabójca William Wharton; jest Eduard Delacroix, niepozorny Francuz z Luizjany, który zgwałcił i zabił młodą dziewczynę; dla zatarcia śladów spalił kolejnych sześć osób. Jest wreszcie skazany za brutalny mord na dwóch małych dziewczynkach John Coffey, zagadkowy olbrzym o wiecznie załzawionych oczach, obdarzony niezwykłą mocą. Co łączy tych ludzi? Tę zagadkę usiłuje rozwiązać główny klawisz Paul Edecombe, wierzący w niewinność Coffeya."

Myślę, że mimo więziennej otoczki i brutalności, którą znajdziemy w powieści, warto przeczytać tą książkę. Jeżeli o mnie chodzi, sądzę że odsłania ona ciemniejszą stronę ludzkiej natury i uczy, aby powstrzymywać się od osądów. Na pewno skłania do głębszych refleksji i nie jest typem lektury, o której łatwo się zapomina.
Szczerze mówiąc od książki odpychała mnie czcionka, zwykle czytam te pisane większą. W każdym razie myślałam, że wiele stron minie zanim się przyzwyczaję, jednak opowieść okazała się tak wciągająca, że kwestia czcionki odeszła na ostatni plan. "Zielona mila" bajką na dobranoc z pewnością nie jest i nie polecałabym jej dla dzieci (chociaż jak widzę teraz pod podstawówką dzieciaki palące papierosy i używające niewybrednych słów...). Podsumowując: jestem absolutnie na tak! :)


Na koniec dwie najnowsze kartki w ramach Posstcrossingu. Obie prosto z Rosji ;)






czwartek, 1 listopada 2012

Ogrzewające jesienne inspiracje ;)

Dzisiaj myślę, że coś bardzo relaksującego i przyjemnego: trochę inspiracji, ładnych rzeczy i kolorów, których widok mam nadzieję umili Wam ten chłodny i pełen zadumy dzień :) Miło spędzonego wieczoru Kochane ;)