Strony

sobota, 14 lipca 2012

Gradient nails

Ten manicure cieszy się popularnością już jakiś czas. Kto by pomyślał, że cieniowanie na pazurkach może być tak proste w wykonaniu. Ja do gradientu wykorzystuje jeden z łatwiejszych sposobów. Na kartce nakładam grubą warstwą dwa paski lakieru, tak żeby były obok siebie. Następnie mieszam lakiery w miejscu, gdzie się stykają. Potem przykładam kawałek gąbeczki do lakieru i przenoszę go na paznokieć. Wypróbowałam już kilka kombinacji kolorystycznych, ale najbardziej podobało mi się ogniste połączenie czerwieni i żółci oraz niebieskiego z błękitem. To drugie mam dziś na paznokciach :)

Przez światło kolory są nieco jaśniejsze.
Kamerka uchwyciła kolory bliżej rzeczywistości :)

Bezpośrednio na paznokciu miałam już warstwę odżywki SOS Eveline. Żeby kolory były żywe nałożyłam biały lakier Sensique nr 101. Następnie gąbeczką nałożyłam niebieski lakier o nazwie Lazoor (nr 232) oraz błękitny Milky blue (nr 237). Oba marki Pierre Rene. Na koniec top coat Quick Dry & High Shine od Catrice.

czwartek, 12 lipca 2012

Effaclar K vs. Vichy Normaderm

Dzisiaj przychodzę z pewnym porównaniem. Na świecznik biorę La Roche-Posay Effaclar K oraz Vichy Normaderm Krem nawilżający zwalczający niedoskonałości skóry.

   
zdjęcia ze strony La Roche Posay i Vichy



No to zaczynamy. Najpierw przedstawienie zapewnień producentów obu produktów.

(Napis w tle dotyczył jeszcze starego adresu bloga)

Moje zdanie:
La Roche-Posay Effaclar K
Bardzo wydajny. Nakłada się go niewiele i starcza na długo - ponad dwa miesiące. Przynajmniej u mnie. Skład dość przyjazny jak na tego typu kosmetyk. W przeciwieństwie do Vichy alkohol jest na dalekim miejscu w składzie. Mimo to bardzo wysuszał moją skórę. Musiałam go stosować z natłuszczającym kremem, żeby nie porobiły się suche skórki. Na początku cera dziwnie zareagowała na ten dermokosmetyk. Na twarzy wyskoczyło sporo niespodzianek, ale z czasem zniknęły, a skóra stała się znacznie gładsza. Nie wyczuwałam pod skórą takich nierówności jak wcześniej. Aż chciało się dotykać :) Zmniejszyło się błyszczenie skóry, przestały powstawać nowe zaskórniki. Konsystencja ułatwiająca stosowanie. Krem szybko się wchłania i nie pozostawiał filmu na twarzy. Używałam go często pod makijaż. Efekty stosowania kremu utrzymywały się dość długo.

Vichy Normaderm Krem nawilżający zwalczający niedoskonałości skóry
50 ml starczyło mi na około czterdzieści dni. Czyli znacznie krócej niż 30 ml w przypadku Effaclar K. Myślę, że to przez aplikator w postaci pompki. Przez to zużywa się więcej produktu za jednym razem. Niemniej pompka jest bardzo wygodna w stosowaniu i gwarantuje nam, że nie zmarnujemy kosmetyku. Pod koniec rozebrałam opakowanie, żeby sprawdzić, czy nie ma w nim jeszcze resztek kremu. Było całkiem pusto. Krem ma przyjemną konsystencję, ale trochę się lepi. Po każdym użyciu musiałam umyć dłonie. W moim przypadku nie sprawdził się bezpośrednio pod makijaż. Sądziłam, że przez alkohol na wysokim miejscu w składzie, kosmetyk wysuszy mi skórę, ale tak się nie stało. Myślę, że sprawdziły się tu substancje nawilżające. Po skończeniu pierwszego opakowania byłam bardzo zadowolona z efektów. Skóra była gładka, a wypryski zniknęły. Pory stały się mniej widoczne. Potem zrobiłam długą przerwę i znów pojawiły się drobne niedoskonałości. 

Podsumowując wydaje mi się, że ze względu na długość utrzymywania się efektu, czy możliwość nakładania pod makijaż, ogłosiłabym zwycięzcą Effaclar K. Jednak odstrasza mnie wysuszenie skóry, które było dla mnie sporym problemem. Przedwczoraj byłam u kosmetyczki oczyścić twarz, a teraz daję drugą szansę Vichy Normaderm. Effaclar K po trzech tubkach znam już dość dobrze, więc i Vichy niech ma okazję sprawdzić się przez dłuższy czas.

A Wy używacie któregoś z tych dwojga? I jeśli tak, to z jakimi efektami? :)

sobota, 7 lipca 2012

Mój pierwszy raz: french manicure :)

Cześć Wam! Za oknem ponuro, leje deszcz, słychać grzmoty. Nie ma to jak lato... Ale ja nie o pogodzie chciałam. Może wstyd się przyznać, ale do wczoraj nigdy nie próbowałam sama robić frencha na paznokciach. Ba! Nigdy nie prosiłam też o zrobienie mi go kogoś innego. Taka stylizacja paznokcia wydawała mi się bardzo pracochłonna i wymagająca ogromnej wprawy. Fakt, prościzna to to nie jest. Zawłaszcza dla początkujących. Ale trochę cierpliwości i wszystko jest możliwe :P Wczoraj zrobiłam dwa podejścia do frencha. Za pierwszym pomalowałam tylko kilka paznokci, żeby zobaczyć 'jak to jest'. Próbowałam oswoić się z linerem. Potem zmyłam wszystko i zaczęłam malować już staranniej. Wyszło chyba nie najgorzej. Praktyka czyni mistrza, tak więc pozostaje częściej wykonywać taki manicure :)


Tego użyłam:
lakier do zdobień Wibo Art Liner biały,
lakier Paese nr 103,
top coat Catrice Quick Dry & High Shine

środa, 4 lipca 2012

Zrób to sama - biżuteria

Cześć. Ze względu na to, że ostatnio naszła mnie ochota na tworzenie biżuterii, ten post poświęcę właśnie stworzonym przeze mnie błyskotkom. Część rozdałam bliskim, dlatego mam tylko kilka zdjęć. W ogóle myślę, że własnoręcznie robione drobiazgi to bardzo fajna rzecz. Można tworzyć przedmioty całkowicie spersonalizowane, dopasowane specjalnie do stroju, czy na określoną okazję. I nie jest to nic trudnego. Wystarczą tylko chęci i cierpliwość :)

Pierwszą bransoletkę wykonałam ze złotego łańcuszka i muliny w trzech odcieniach koloru miętowego. Wszystko wg tutorialu, który znajdziecie tutaj. Swoją drogą na tym samym kanale jest kilka innych ciekawych i oryginalnych instrukcji. Miałam kilka drobnych problemów z tą bransoletką. Mulina uciekała przez nacięcia metalowych oczek, dlatego radziłabym wybrać łańcuszek, który nie ma przecięć albo ma niemal niewidoczne. Drugi mój błąd to była próba rozciągnięcia bransoletki po jej ukończeniu. Zrobiłam to za mocno, tak że kilka oczek się otworzyło i mulina pouciekała. Musiałam nieźle się nagimnastykować, żeby znalazła się z powrotem na swoim miejscu. Potem trzeba było pozamykać oczka. W każdym razie udało się i jestem bardzo zadowolona z bransoletki. A mięta to przecież hit tego sezonu :)

Druga bransoletka to złoty łańcuszek + dwie kolorowe wstążki. Barwy to czysty przypadek. Akurat takie miałam pod ręką. Wydaje mi się, że jednak róż i mleczna żółć wyglądają ze sobą wyjątkowo dobrze. Kobieco i delikatnie. Tym razem posłużyłam się tym tutorialem. I znów miałam problem z niedomkniętymi oczkami, które nieco pruły wstążki. Na szczęście tego nie widać. W przyszłości wypróbuję inne kombinacje kolorów i być może wstążki zastąpię rzemieniami lub kolorowymi sznurkami.


A tutaj mamy kolczyki wykonane w większości za pomocą zestawów do tworzenia biżuterii, które kupiłam kiedyś w Tchibo. Od razu spodobały mi się te półprzeźroczyste czarne koraliki. Łezkę między biglem a koralikami zrobiłam ze srebrnego drucika. Zdaje się, że 0,6 mm. Do formowania go przydały się szczypce do biżuterii. Również z Tchibo, ale można je kupić zapewne taniej w innych miejscach, czy w sklepach internetowych. Myślę, że takie szczypce to podstawa przy tworzeniu biżuterii. Ułatwiają naprawdę wiele wykonywanych czynności i oszczędzają zdartych palców czy zniszczonych paznokci :P



Kolejne kolczyki. Wszystkie elementy z zestawów Tchibo. To był naprawdę świetny zakup - zestaw koralików i drugi z półfabrykatami. Przyznam się, że te kolczyki aktualnie noszę najczęściej i wiele osób je komplementowało. Kolory są uniwersalne i pasują do większości codziennych ubrań. W dodatku duży plus za lekkość. Mogę je nosić godzinami i nie bolą mnie uszy. A te zdecydowanie nie lubią ciężkich kolczyków.


Ostatnio nawet namówiłam do tworzenia biżuterii swoich dwunastoletnich kuzynów, którzy wymyślali męskie  wersje bransoletek. A ile zabawy przy tym mieliśmy! :)